Dodatkowym argumentem na rzecz chrześcijaństwa byli moi nowi przyjaciele. Ludzie ci – studenci, biznesmeni, trenerzy sportowi – odznaczali się szczególną jakością życia, którą przypisywali osobowej więzi z Jezusem Chrystusem. On był żywy w ich sercach. Zacząłem czytać Biblię próbując zrozumieć, co zmieniło ich życie. Po raz kolejny czytałem o śmierci Jezusa Chrystusa za nasze grzechy. I wciąż brzmiało to dla mnie jak „hokus-pokus” aż do pewnej nocy, gdy usłyszałem historię o człowieku pracującym przy linii kolejowej. Jego praca polegała na podnoszeniu i opuszczaniu ogromnego zwodzonego mostu na rzece. Pewnego razu zabrał ze sobą swego ośmioletniego syna. Most był podniesiony^ ponieważ właśnie przepłynął statek, lecz oto zbliżał się pociąg, dlatego mężczyzna zaczął opuszczać most. Nagle usłyszał za sobą przerażający krzyk. Odwrócił się i zobaczył, że jego syn pośliznął się i wpadł między gigantyczne mechanizmy. Ojciec wiedział, że jeśli podniesie most, uratuje życie synka. Wiedział też, że spowoduje to katastrofę pociągu i uśmierci setki ludzi. Musiał podjąć decyzję. Wybrał opuszczenie mostu i oglądanie śmierci własnego dziecka miażdżonego przez tryby maszynerii. Gdy pociąg przejeżdżał przez most, wielu podróżnych machało do ojca, przemierzając radośnie swą drogę i będąc nieświadomymi ofiary, jaką poniósł, aby ich uratować.