Niemal natychmiast po wybuchu Fermi obliczył moc eksplozji, używając do tego skrawków papieru. Najpierw rzucił je na ziemię, by spadły swobodnie, a kiedy nadeszła fala uderzeniowa, spowodowała przesunięcie ich o kilka centymetrów. To doświadczenie pozwoliło genialnemu fizykowi obliczyć moc eksplozji – wartość, którą otrzymał tam na miejscu, zgadzała się z oficjalnymi obliczeniami. W wybuchu wydzieliło się 1014 J energii, co jest równoważne sile wybuchu ok. 20 kt TNT (tj. 20 tyś. t trotylu, czyli 20 pociągów, z których każdy ma 25 wagonów po 40 t każdy). Warto w tym miejscu zauważyć, iż energia ta jest równoważna w przybliżeniu zaledwie l g masy zgodnie ze wzorem Einsteina (E = mc2). Wydzielona energia okazała się wielokrotnie większa niż spodziewali się naukowcy. Sposób wyrażania energii w kilotonach jest w gruncie rzeczy dosyć dowolny, gdyż przy wybuchu jądrowym nic nie daje się przyrównać do równoważnika energetycznego trotylu. Ponieważ sam charakter materiału wybuchowego jest zasadniczo odmienny, jest rzeczą oczywistą, że ani błyskawiczny wybuch, ani jego dalsze następstwa nie mają nic wspólnego z wybuchem trotylu. Ilustrują to najlepiej poniższe fakty. Temperatura towarzysząca eksplozji bomby atomowej jest rzędu milionów stopni Celsjusza, co niewiele różni się od temperatury panującej wewnątrz Słońca. W tym miejscu należy wspomnieć, iż niektórzy uczestniczący w teście naukowcy mieli nawet obawy, czy nie dojdzie do syntezy wodoru znajdującego się w atmosferze, a tym samym – czy nie dojdzie do zniszczenia całej kuli ziemskiej.